czwartek, 9 października 2008

NO I MAMY DESZCZ …

Własnie stoczyłam walkę z bandę ciem, które pojawiły się jak dzikie po pierwszym prawdziwym deszczu. Początki opadów dało się odczuć już wczoraj, jednak zaledwie tak, jakby ktoś z nieba nieśmialo i delikatnie bawił sie kropidłem. Dzisiaj natomiast zaszczyciła nas ulewa z prawdziwego zdarzenia. Jak dobrze...


Jutro będziemy obchodzić nasze pierwsze urodziny w przedszkolu. Mały Alex konczy 4 latka i z tej okazji bedzie mógł poczuć się królem przez caly dzien. Na Creative w „starszakach” czeka nas przygotowanie niespodzianki (równiezż urodzinowej) dla Teacher Melby, ktora swoje swięto obchodzić będzie w poniedziałek. Zapowiada sie radosny dzien, może z wyjątkiem ... SCIENCE – na którym postanowiłam odstapić nieco od schematu, ale wcale nie na rzecz Kreatywnosci czy Improwizacji, lecz na rzecz PRZYSWAJANIA (dotychczas byłam tego zagożałą przeciwniczką) – przyswajania reguł – bez których w grach, zabawach jak i codziennych przedszkolnych czynnościach ani rusz. Musimy uciąć sobie z maluchami „pogawędkę” na temat ich przydatności, a że mój Bemba wciąż jest na poziomie bardzo początkujacym, „pogawędka” może być nieco dluzższa :)... W oratorium mamy „Talent Show” i cały czas sie głowie, co tu zrobić, żeby wyłowić ukryte talenty wsród naszych "obdarciuchów". Wiele z tych dzieci ma swoje dary od Boga, które najczęściej nie mają szans na rozwój taki, jaki maja nasze talenty w Europie.


Ostatni czas upłynął mi pod znakiem nabierania silł i poszukiwania w sobie nowych/uśpionych pokładów, którymi mogę sie tu podzielić. Wycieczka do Serenje (400 km w dół) i wspaniały weekend z dawno niewidzianymi przyjaciółmi , zwlaszcza moją kochaną czeską siostrzyczką (na zdjeciu) były potrzebną odskocznią, a zarazem szansą pierwszej tęsknoty za Mansą - moim tutejszym domem. Komary (miejmy nadzieję, że te nie groźne), słońce, relaks i humor dały mi sie we znaki. Odkrywanie nowych skarbów Afryki w postaci przyrody (wodospady, jaskinie) jak i ludzkich dusz, zwiększyło siły i chęci do dalszej pracy. Codzienność, jednak wciaż zaskakuje i stawia na nowo pytania: ile z siebie naprawdę wkładam w jej tworzenie? Ile jest w tym poszukiwania własnych sił, a ile oddawania się w ręce Boga? Ostatnie moje motto: „Take it easy” chyba juzż weszło mi w krew i sama sie sobie dziwie, jak „na luzie” przyjmuje wiele rzeczy. Teraz przyszedł czas na: „Take it as Christ would like you to take it”. Z tym mozże nie być tak łatwo, więc trzymajcie kciuki, a postępy - miejmy nadzieję - opiszę wkrótce.


P.S. Mamy tu w sklepie nasze polskie ogorki korniszone – niesamowite. Wczoraj otworzylysmy je z Jola w zwiazku z uczczeniem nadejścia pory deszczowej :)

Brak komentarzy: