poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Teatr życia ( wbrew pozorom na wesoło :) )



Wyruszyć w podróż… Spojrzeć na siebie.. raz jeszcze. Oczami duszy. Tak można tylko z oddali.
Zrezygnować z miłości do siebie… Hm – najtrudniejsza rzecz. „Miłość to śmierć” – śmierć siebie samego. O takiej śmierci marzę.


„Ja” – to maska przybrana, nałożona gdy tylko wrzucono nas w teatr życia. Jaką rolę gramy?
Po części napisaną przez innych z dodatkiem elementów własnej kreacji. Teatr życia można polubić, przyjąć bezrefleksyjnie, zgodzić się nań z nienawiści, albo tworzyć własną scenę, będąc zarazem skazanym na margines „towarzystwa artystycznego” (społeczeństwa).
A anioły? Przyglądają się temu ze smutkiem, chcąc coś wyszeptać, lecz zadufany „artysta” machnie tylko ręką myśląc, że odgania muchę.

Granice mojego domu

Gdzie kończy się, a gdzie zaczyna mój dom? Przyznam szczerze, że tego pytania jeszcze sobie nie stawiałam. Należy zapewne wspomnieć o jakim domu mowa. Wewnętrzny – psychologiczny, czy zewnętrzny – fizyczny? W moim obecnym przypadku (i być może w ogólnym przypadku :)) są to pojęcia nierozerwalne. Podróże kształcą? Właśnie takie podróże uwielbiam… A skłonił mnie do tych przemyśleń Poznań, a raczej wycieczka do Poznania.

Niby nic: pobyt niecałe 2 dni (z czego połowa czasu w pociągach), wyjazd „formalny”, „służbowy” - jak kto woli – na kurs pierwszej pomocy. Muszę wtrącić dygresję (a mam do tego nie lada zdolności)! Przeraża mnie siła słów. To one sprawiają, że coś niedookreślonego w naszym umyśle, zamienione w słowo staje się nagle rzeczywistością. Dlatego gdy piszę nigdy nie wiem do czego dojdę. ..
Ale wróćmy do meritum... Zapowiadało się tragicznie - szczególnie ze względu na stan konta i rosnący w trakcie tej eskapady debet. Jednak zanim debet, było i spóźnienie. Pociąg na trasie Białystok – Warszawa do Warszawy Centralnej dojechał oczywiście z poślizgiem. 5 minut na przesiadkę? No, w końcu to tylko stara, znajoma Warszawa i zmiana peronu nie jest trudna, ale w takiej sytuacji lekki stres zawsze jest. Na peronie nie widziałam jeszcze tylu ludzi… Czy oni na pewno czekają na ten sam pociąg z miejscówkami?!! Mnóstwo młodzieży wracającej z koncertu (niestety nie udało mi się wyłapać z jakiego) – wspaniałe pole do obserwacji - jaki plus tej całej sytuacji! :).


Dojeżdżamy do Poznania. Jupii!!!. Nie.., Stop! Ironia losu po raz kolejny uczy cierpliwości. Pociąg stanął tuż przed Poznaniem z powodu naprawy torów. Niezapowiedziany przystanek potrwał prawie 1,5h. Nie byłoby problemu gdyby nie ten wkradający się wszędzie CZAS (wyznaczona godzina szkolenia). No i moje PLANY swobodnego spacerku po Poznaniu... Jednak inwestycja determinuje, plany ograniczają (?) Wszystko to zmusiło mnie do wzięcia taksówki. I to był początek kiedy pieniądze w szybkim tempie zaczęły się ulatniać…

Wieczorem doczekany spacerek po Poznaniu, zakup biletu powrotnego – 2x droższego :/ - ale żeby spłacić dług dojechać do domu przecież muszę. W każdym razie liczył się spacer i to, co w trakcie niego odkrywałam. Poznań odsłonił przede mną swoją ... egoztykę. Taki właśnie mi się wydał. Wcześniej, mijając go jedynie przejazdem, nie było okazji abyśmy spotkali się „twarzą w twarz”. Zdziwienia, niepewność dnia, godziny, zdarzeń i wszystko to, co wiąże się z podróżą znowu mi towarzyszy... Brakowało mi tego.


Elementy „mojej” kultury były jak gdyby cząstkami "swojego" rozrzuconymi na "obcym" terenie. Czy jestem jeszcze w domu czy już nie?
Poznań nocą… cudownie. Mijam CK Zamek z tablicą upamiętniającą ludzi walczących o polską kulturę. Aleją w dół - Pomnik Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Ślady historii łączą mnie z tym miejscem. Pojawienie się elementu wspólnego, "naszego" jest kluczowym elementem do budowania mostu porozumienia i zależności.

Następny dzień rano: dom Dmowskiego, sylwetka Marcinkowskiego, kierunek Stare Miasto i.... nagle na drodze kościół salezjanów. Czy teraz jestem w domu??


Pojawia się ten stan, kiedy wiesz, że twoje wędrowanie „bezcelowe” dokądś Cię prowadzi. Najbardziej błogie poczucie bezpieczeństwa jakie znam... Wiesz, że nie ty tu kierujesz i wiele byś stracił gdybyś się temu nie poddał. Teraz wszystko o czym pomyślę za chwilę się wyjaśnia. Pięciu błogosławionych chłopców - poznańskich męczenników z Oratorium Jana Bosko, ujawnia się przede mną i już ze mną zostaje. Będą mi jeszcze towarzyszyć w dalszej podróży, tej większej niebawem. Poczucie bezpieczeństwa i celowości


-...wystarczy by żyć.
Nie wiem, czy to oni, wspólna historia, przygoda, czy kurs pierwszej pomocy na którym nie sposób nie odczuć życia ludzkiego jako wartości samej w sobie, sprawiły, że granice mojego domu poszerzyły się. Zostawiłam tam coś z siebie, a coś we mnie urosło, urodziło się, wyrusza dalej przez pola pięknej krainy - Polski. Obcy Poznań - to teraz część mojego domu.