sobota, 1 listopada 2008

Zaduszki w Mansie

Dzisiejszego dnia miałam ochotę przenieść się do Polski. Zaduszki w szczególny sposób wiążą się dla mnie z Polską. Teraz, tu, zobaczyć mogę jak istotne mają znaczenie.

My nadal jesteśmy bez prezydenta… Głosy liczone są od czwartku i cały czas media trzymają ludzi w niepewności, przeciągając podanie wyników. Sata - faworyt większości Zambijczyków - prowadził (z podkreśleniem na czas przeszły) ze znaczącą przewagą głosów. Teraz jednak mówią coś o wyrównaniu szans. Trochę to podejrzane… - jak to polityka.

Dzisiejszy dzień oprócz swojego wymiaru duchowego (Zaduszki) lub być może właśnie z tego powodu jest szczególny. Towarzyszy nam euforia, „białe jerozy”, na przemian z refleksją, podsumowaniem i nadziejami. Zadałyśmy sobie pytanie dlaczego tu w Zambii, w Mansie, wśród 150 tych samych czarnych twarzy łatwiej jest być szczęśliwym. Jesteś z daleka od problemów? Zdecydowanie nie. Czasami wręcz szczególnie blisko nich, na tyle, aby docenić te dotychczasowe. To chyba codzienne wstawanie z podniesioną głową i poczucie, że to, co robisz jest czegoś warte. Nawet wtedy, gdy masz wrażenie, że więcej dostajesz niż dajesz… Te same twarze codziennie czekają na Twoje pozdrowienie. Z jednej strony jest łatwiej. Będąc trochę poza dotychczasowym systemem, wszystkie swoje wysiłki wkładasz w to w co wierzysz. Widzisz jak cieszy po prostu uśmiech, ręka, czy też obecność. I nie chodzi o różnice kulturowe, zestawienie dwóch światów: lepszego i gorszego – bo takich po prostu nie ma. Masz poczucie bycia we właściwym miejscu o właściwym czasie i tak jak śpiewa nasza utalentowana wokalistka „święta zwykłość dnia”, sprawia, że chce się żyć.

Dzisiaj postanowiłam być „trudnym klientem”. Robiłyśmy trzecie podejście do kupna filiżanki w shoprite (tutejszym supermarkecie), które - jak poprzednie podejścia - skończyło się faulem. „Filiżanki nie ma w systemie więc nie możesz jej kupić „muzungu”. To po co stoi na półce? – myślę, mówiąc: „Is there any way to introduce it into the system”. „I don’t see anybody who can do it” – słyszę w odpowiedzi. Tak zależało mi na tej filiżance, ponieważ miał być to prezent urodzinowy (tutaj nie łatwo kupić coś unikatowego). Nie wspominając o tym, że część zakupów również wróciła na półkę, bo nie miała swojego kodu. O nie! – powiedziałam (do siebie) - będę przychodzić do tego shoprita i prosić o te same rzeczy dopóki ktoś się tym naprawdę nie zainteresuje. Jak oni chcą robić biznes? Musza dbać o klientów – zwłaszcza tych „trudnych”.

Poznałam dzisiaj dwie rodziny. Po wspaniałym cieście z puddingiem naszła mnie ochota na spacer w samotności. Ależ to nie możliwe – pomyślałam. Jak tylko wyjdę na ulicę, zaraz ktoś mnie zaczepi. Nie, spokojnie. Ostatnio przecież mój kontakt w trakcie przechadzki ograniczył się do zwykłego machania ręką i odpowiadania: „I am fine thank you”. Tym razem musiało być inaczej, tak żebym nie marzyła za bardzo o spacerach w samotności  W stronę „donikąd” eskortowały mnie dwie dziewczynki: jedna po mojej prawicy, druga po lewicy wesoło rechocząc. Gdy tylko stwierdziły, że są już zbyt daleko domu puściły moje ręce, a mnie natychmiast zawołało przyjemne – jak mi się wydawało z odległości 200 m - towarzystwo, spokojnie siedzące przed domem. Na pewno chcą coś sprzedać – pomyślałam. Ok. niech wam będzie zobaczę co tam macie i idę dalej. Kolejny raz miłe rozczarowanie. Afrykańczycy czasami po prostu chcą z Tobą porozmawiać. I tak poznałam niesamowitą starszą kobietę. Sytuacja trochę jak z moich marzeń. Siedzi naprzeciw mnie, obok niej jej syn, żona, kuzyn i gromadka dzieci. Mówi w Cibemba, ja po angielsku. Nie wiem jak, ale rozumiemy się. Mówi, że mnie lubi (kuzyn tłumaczy) i chce się ode mnie nauczyć. Ja - nie na żarty zdziwiona tym stwierdzeniem, pamiętając o znaczeniu starszych w tutejszej kulturze i zestawiając moje doświadczenia z jej wiekiem, zastanawiam się czego ja – młode muzungu mogę ją nauczyć. Kobieta podjada chleb i roześmiana patrzy mi w oczy, sprawia wrażenie jakby dobrze bawiła się tą chwilą. Rodzina siedzi obok słuchając radia – czekają na wyniki wyborów. Dziękują, że przyszłam. To ja dziękuję – króciutka , ale namiastka mojego snu, w którym z otwartą buzią przysłuchuję się opowiadaniom pomarszczonej kobiety. Niestety musiałam już wracać z mojej drogi „donikąd”, tym razem w towarzystwie trójki chłopców.
Nie mogłam odmówić, gdy po drodze zaproszona zostałam przez Elizabeth – emerytowaną nauczycielkę. Skusiłam się, aby poznać jej męża i zajrzeć w ściany ich ogniska domowego. Dostałam papaję. Wprawdzie mamy ich pod dostatkiem, ale pamiętając jak dawanie cieszy – z uśmiechem przyjęłam i podziękowałam.

Głaszczę rudzielca – kilka dni temu najdzikszego kota (jeszcze nie byłam w parku narodowym :)) jakiego dotychczas spotkałam, który teraz łasi się do mojej białej dłoni. Czekamy na jego pana - Marek wraca jutro z Lusaki. Ciekawe jakie wieści przywiezie ze stolicy…

2 komentarze:

Unknown pisze...

A u nas w Polsce tez zyjemy wyborami. Tymi w USA!
Joasiu, to o czym piszesz jest fantastyczne! Różnice kulturowe...., podobieństwa w odczuwaniu szczęścia.... utarczki w supermarketach.... i całkiem inny klimat. Trochę ci zazdroszczę.
Pewnie juz nie pamiętasz jaką barwę i cieplotę ma woda w jeziorze Jagodne?

Uważaj na siebie i nie spaceruj samotnie. Nie narażaj się niepotrzebnie. Czekamy na Ciebie w Białym...
p.s.
W Zaduszki byliśmy u Twojej mamy.
Jadwiga i Andy

Unknown pisze...

Asieńko!!!Twoje wpisy czytam z zapartym tchem i dzielę się nimi z moją siostrą.
Baaaardzo mocno dziękuję Ci za fantastyczną karteczkę urodzinową. Nie przejmuj się,że przyszła po czasie. Dotarła absolutnie w samą porę.
Ja też nie zdąże na czas, bo piszę jeszcze list Ciebie (Wiem, ze przez internet szybciej,ale Ty i wiesz,że ja jestem staroświecka i bardzo lubię pisac tradycyjne listy). Dlatego też już teraz na zaś składam Ci gorące, z serducha płynące życzenia urodzinowe dużo zdrowia, realizacji marzeń, serducha pełnego miłosci,aby ją było widac dookoła, radości dawania, radości przymowania i radości życia, pokoju ducha i wiary takiej, co góry przenosi, wielu łask Bożych... Tęsknie mocno, więc mocno przytulam do serducha i ściskam.....
P.S.Odezwę się tak, jak prosiłaś. Wszystko opiszę Ci w liście.