niedziela, 9 listopada 2008

08.11.2008


09.11.2008
Wczoraj skończyłam ćwierć wieku. Kiedyś nie pomyślałabym, że będzie to tutaj – w wymarzonej Afryce. Już w piątek wieczorem pojawił się u mnie „szampański nastrój” i z zapałem wzięłam się za przygotowywanie ciasta. Zupełnie jak w Polsce: gotuję i sprzątam o 12 w nocy, druzgocząc kuchnię i wywijając wałkiem w rytm muzyki. Telefon po północy sprawił, że wesoło kuląc się pod kocem zapadłam w błogi sen. Ciasto się nieco przypaliło – wszystko wedle zwyczaju - ale sprytnie odkroiłam spód i następnego dnia znika z talerza. Dzień zapisał się nie tylko w mojej kronice, również nasz dom został naznaczony etykietą na drzwiach z datą przekroczenia mojego ćwierć wieku. A stało się to za sprawą pana w masce tlenowej i niebieskim kombinezonie. Niczym bohater filmu „Epidemia”, naslany został na "nasz schron" w celu dokonania dezynfekcji i ochrony naszych czterech ścian przed grasującym wrogiem: pora deszczowa nastała - komary gotowe do ataku. Po całej akcji zalecana kwarantanna – znakomity moment na świętowanie. Marek zabrał nas na tzw. „outgoing”. Wyjątkowa - jak na tutejszą rzeczywistość- restauracja z ogrodem, małym basenem i domkami do wynajęcia. Za dnia świeci pustkami, gdyż cała klientela odpoczywa po nocnych szaleństwach. Trzeba jednak przyznać, że ma swój klimat. Ileż radości sprawił mi ten dzień i zwykły zestaw obiadowy: frytki, kiełbasa i piwo :) Nie można pominąć, że czekaliśmy nań około godziny, przy czym barman zapewniał nas o 10 minutach – w końcu African time…

Spod słomianego dachu restauracji spoglądamy na naszą tutejszość: ludzie bez pośpiechu zmierzają w jakimś bliżej nie znanym kierunku. Nikomu się nie śpieszy. Przejeżdżający rowerami, dostrzegając trzy białe głowy, cudem unikają upadku. Wracając na pace samochodu do naszego centrum delektuje się mijanym obrazem. Zabieramy się do smażenia pączków i spędzenia czasu z zaproszonymi gośćmi. Zapalam jedną świeczkę – w końcu pierwszy rok w Afryce. Przy winie i zambijskiej aurze czuję się szczęśliwa, ale myślę o przyjaciołach na drugim kontynencie.
Oprócz dezynfekcji, przemeblowania i przekroczenia ćwierć wieku, coś się zmieniło. Z tą błogością dziękując Bogu, zasypiam.

Brak komentarzy: