środa, 8 kwietnia 2009

07.04.2009 Wodospad Wiktorii i rodzina babunow

Po raz pierwszy w Zambii wstaje przed godzina 9. Dzis jedziemy zobaczyc jeden z cudow swiata, odkryty przez Livingstona - Wodospad Wiktorii - tym razem po stronie zambijskiej . Cena wejscia dla rezydentow (czyli dla mnie i dla Joli ) nieporownywalna do turystycznej (niecaly dolar w stosunku do 10-eciu dolarow). Pierwsza niespodzianka: stoimy w piatke w kolejce do wejscia - 4 bialych i 1 czarny - Pani za lada, niepewna tego co widzi , nie moze uwierzyc, ze nasz 5-aty kompan to czysty zambijczyk . Widocznie tacy klienci jej sie nie zdarzaja.

W Zambii zbliza sie koniec pory deszczowej. Woda z wodospadu unosi sie w powietrzu tworzac wodne chmury, widoczne z ulicy naszego hotelu - odleglosci okolo 7 km . W parku, w ktorym mozna ogladac wodospad chmury te nieraz przyslaniaja widok poteznego strumienia wody pedzacego w dol oraz piekna natury wokolo . Woda unoszaca sie z wodospadu nie zostawia na nas suchej nitki. Cieple slonce przedzierajace sie przez zielen dzikiej przyrody wynagradza jednak skutki jej wszechobecnosci.

Piszac to , slysze rozmowe dwojga ludzi :
"Co jest typowym pozywieniem w Zambii?" - pyta chlopak.
"Inshima" - odpowiada dziewczyna
"Jak to smakuje?"
"Jak nic, to tylko maka, nie ma zadnego smaku . Wole nie jesc nic, niz to."
Mysle sobie , ze tak negowana przez dziewczyne inshima jest podstawowym pozywieniem wiekszosci ludzi w naszej Mansie. Przypominaja mi sie slowa pewnej kobiety: "My musimy jesc inshime. To nam daje sile i wypelnia zoladek."
Wracajac do m iejsca gdzie przypadkiem znalazl sie niegdys Livingstone. Tuz przed zakonczeniem naszej wycieczki po krainie wodospadu Wiktorii, znajdujemy zejscie do goracego zrodelka , do ktorego splywa woda z wodospadu . Postanawiamy nim podazac . Z dolu dobiegaja krzyki. To babuny strasza swoja obecnoscia turystow. Te stworzenia zwrocily moja szczegolna uwage. Postanowilam zrezygnowac ze zrodelka do ktorego zmierzamy na rzecz obserwacji ich zycia. Zostalam, wiec sama w ogromnej rodzinie babunow. Nieco niepewnie znalazlam sobie miejsce na pniu jednego z drzew i przygladalam sie jak rodzice czyszcza sobie nawzajem futra, dzieci bawia sie gryzac iciagajac za swoje ogony - Wyglada to, jakby bawily sie w jakis pociag. Szczegolna moja uwage zwrocil najmlodszy, ktory zgodnie ze swoja metryka byl najbardziej ciekawski i coraz to przerywal swoja zabawe przygladajac sie muzungu z aparatem. W pewnym momencie jeden ze starszych osobnikow stanal zupelnie przy mnie , az poczulam jego dotyk na swojej prawej rece. Na moment znieruchomialam, po czym widzac jak skrobie pazurami po moim aparacie, szybko zdalam sobie sprawe, ze zazyczyl sobie go dostac. O nie, tobie sie on nie przyda - pomyslalam i dalam mu do zrozumienia, ze nie oddam go tak latwo. O dziwo przystal na to i szanujac moja decyzje po prostu odszedl . Uff - odetchnelam .
Jutro czeka nas dzika natura w parku narodowym. Moze uda sie wytropic jakas zebre , zyrafe ...

Brak komentarzy: