poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Teatr życia ( wbrew pozorom na wesoło :) )



Wyruszyć w podróż… Spojrzeć na siebie.. raz jeszcze. Oczami duszy. Tak można tylko z oddali.
Zrezygnować z miłości do siebie… Hm – najtrudniejsza rzecz. „Miłość to śmierć” – śmierć siebie samego. O takiej śmierci marzę.


„Ja” – to maska przybrana, nałożona gdy tylko wrzucono nas w teatr życia. Jaką rolę gramy?
Po części napisaną przez innych z dodatkiem elementów własnej kreacji. Teatr życia można polubić, przyjąć bezrefleksyjnie, zgodzić się nań z nienawiści, albo tworzyć własną scenę, będąc zarazem skazanym na margines „towarzystwa artystycznego” (społeczeństwa).
A anioły? Przyglądają się temu ze smutkiem, chcąc coś wyszeptać, lecz zadufany „artysta” machnie tylko ręką myśląc, że odgania muchę.

1 komentarz:

rocznik88 pisze...

"Życie to nie teatr" pisał Edward Stachura.

Czy życie to teatr?

Tak tylko każdy z nas gra główną rolę. Obyśmy zagrali ją jak najlepiej...