Większość rzeczy zaplanowanych na dzisiaj poszła w odstawkę. To jest Afryka – pomyślałam. Jednak zaraz jakiś dobry chochlik sprostował nieco moje myśli – to nie Afryka, tak jest wszędzie. Zatem wracając do wczorajszych planów: dzisiejszy solenizant (jak zawsze obecny), dzisiaj nie zjawił się w przedszkolu. A ja robiłam mu pół nocy koronę ..(hehe – ok. przesadzam z tą połową nocy). Ani Talent Show w oratorium, ani „pogawędka” na temat przestrzegania reguł w przedszkolu nie miały szans na realizację, ale za to zupełnie przypadkiem i spontanicznie zrobiliśmy coś w rodzaju dramy, która jest jednym z moich … cichych marzeń tutaj... Po raz pierwszy od wielu lat grałam też w kosza… Trudno było mi dotychczas uwierzyć, ale to jedna z pasji mojego dzieciństwa. Już przypomniałam sobie dlaczego J
Dzisiaj w końcu udało mi się zrozumieć pewien błąd językowy (???), który dotychczas uważałam raczej za …bezczelność. Chodzi o bardzo popularną postawę niektórych tutejszych ludzi - postawę typu: „Give me”. Słysząc często „give me MY (money, jacket, clock etc.) - nie mogłam zrozumieć jak to YOUR jacket??? Okazuje się jednak, że większość jej przedstawicieli właściwie nie odróżnia słów: my & yours. Bo jak wytłumaczyć stwierdzenie dziecka w przedszkolu: „give me my chair”? Na początku zdenerwowana tego typu „żądaniami”, tak teraz uśmiecham się tylko z niedorzeczności takiego stwierdzenia. Owo „my” jest zwykłym wyuczonym frazesem powtarzanym przy możliwej okazji zdobycia tego, czego w normalnych warunkach nie mogą mieć. Tak naprawdę tutejsza perspektywa białego w postaci potencjalnych zdobyczy nie dziwi mnie, bo niby dlaczego mieliby nie próbować łatwą drogą osiągnąć czegoś, co w ich mniemaniu ułatwi im egzystencję, pozwoli zaspokoić głód chociażby na krótką chwilę. W imię wyższych wartości? Trudno o nich myśleć przy pustym żołądku… Widzę, że zmienić tego nie mogę. Mogę jedynie ofiarować swój czas, uśmiech, być może niewiele przy podstawowych potrzebach, ale to coś, w co zawsze wierzyłam. Chyba dlatego tu jestem…
Dzisiaj w końcu udało mi się zrozumieć pewien błąd językowy (???), który dotychczas uważałam raczej za …bezczelność. Chodzi o bardzo popularną postawę niektórych tutejszych ludzi - postawę typu: „Give me”. Słysząc często „give me MY (money, jacket, clock etc.) - nie mogłam zrozumieć jak to YOUR jacket??? Okazuje się jednak, że większość jej przedstawicieli właściwie nie odróżnia słów: my & yours. Bo jak wytłumaczyć stwierdzenie dziecka w przedszkolu: „give me my chair”? Na początku zdenerwowana tego typu „żądaniami”, tak teraz uśmiecham się tylko z niedorzeczności takiego stwierdzenia. Owo „my” jest zwykłym wyuczonym frazesem powtarzanym przy możliwej okazji zdobycia tego, czego w normalnych warunkach nie mogą mieć. Tak naprawdę tutejsza perspektywa białego w postaci potencjalnych zdobyczy nie dziwi mnie, bo niby dlaczego mieliby nie próbować łatwą drogą osiągnąć czegoś, co w ich mniemaniu ułatwi im egzystencję, pozwoli zaspokoić głód chociażby na krótką chwilę. W imię wyższych wartości? Trudno o nich myśleć przy pustym żołądku… Widzę, że zmienić tego nie mogę. Mogę jedynie ofiarować swój czas, uśmiech, być może niewiele przy podstawowych potrzebach, ale to coś, w co zawsze wierzyłam. Chyba dlatego tu jestem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz